poniedziałek, 19 grudnia 2011

21. Deszcz.

Przez uchylone okno wpada wilgotna woń powietrza. Powietrze ma zapach mokrej ziemi i mroźnego wiatru. Uwielbiam, kiedy ono dostaje się do mojego nosa, przynosząc mrożącą świeżość moim komórką. Patrzę na mokra szybą pokrytą deszczowymi łzami i wtedy przechodzi mnie dreszcz.. moje oczy wilgotnieją. Policzki stają się wilgotne jak ziemi, która właśnie pochłania deszczowe łzy. Naglę ogarnia mnie smutek. Chce przykleić się do ściany by nie być sama. Chce poczuć ciepło koło mnie. Temperatura ciała zbliżona do mojej lekko obniżonej, niech mnie ogrzeje. Rozmrozi kostniejącą czerwoną pompę ciała. Osuszy lekkim uśmiechem wilgoć policzków.. Podniesie słońce na twarzy, w ten smutny deszczowy dzień. Odgoni ciemne chmury krążące w płatach mózgu.. Podniesie do życia, oraz rozmrozi ciepłem uśmiechu skostniałe malutkie komórki tego delikatnego ciała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz